Nepal - PHARPING

Miasteczko Pharping przypomina raczej wieś rozrzuconą w dolinkach i na wzgórzach.
W Pharping jest górą, na którą trzeba się wspiąć.Dla Tybetańczyków jest to miejsce równie święte, jak Bodh Gaya. Tu właśnie, w jednej z tajemniczych jaskiń, osiągnął oświecenie Guru Padmasambhawa, mistrz, który zaniósł buddyzm do Tybetu, pogodził go z zastanym na miejscu szamanizmem bon i dał początek czterem wielkim szkołom wadżrajany i unikalnej filozofii Dzogczen.

Wiatr, który przybiegł tu spod Himalajów targa barwne pajęczyny porozwieszanych gdzie się da chorągiewek modlitewnych, wokół płożą się tarasami zielone i złociste pola, na stokach przycupnęły klasztory, kaplice i domy. Lepiej nie wyobrażać sobie, jak je budowano, bo dojdziemy do wniosku, że musiały w tym pomagać smoki…

Błądząc płową, kamienistą ścieżką dotrzemy do dwóch jaskiń medytacyjnych. Chłód, mrok i tajemnica. Odcisk prawej dłoni Padmasambhawy w ciemnym kamieniu, wszechobecny łopot chorągiewek, niczym tajemniczy szept omiatający wzgórze odwieczną modlitwą. Szum wiatru i niewiarygodna cisza. Bez sprzeczności. Słońce. Gdzieś w dole, pod nami, orły. Na tle pól, mgieł i złotych dachów świątyń. Spokój rytmicznie odmierzany biciem serca. Aż chce się odnaleźć odpowiedź na wszystkie pytania. Chce się usiąść w cieniu wielkiej kadzielnicy, albo rachitycznego drzewa i tak pozostać. Zastygnąć w medytacji, poczuć mocno ziemię pod sobą i niebo nad sobą. Wyciągnąć z plecaka samosy i piwo i zjeść posiłek, który zdaje się być ucztą ofiarną. Hołdem dla ducha i dla materii. Bo i jedno i drugie jest tkanką świata, emanacją boskiej-nieboskiej energii. Góra jest spokojna i majestatyczna, ale wokół niej i na jej zboczach toczy się życie, płyną mantry i perli się śmiech dzieci. Malcy grają w karty, przewracają się w pożółkłej trawie. Dwóch chłopców urządza emocjonujące wyścigi schwytanych dużych żuków. Popędzają je cieniutkimi źdźbłami jak bacikami. Żuki całkiem dziarsko „pędzą” po wyznaczonym przez kamyki torze wyścigowym. Nie chce się schodzić na dół. Można tu po prostu być. Chłonąć ciszę i szept. Poszukać odpowiedzi. Odpocząć. U podnóża góry małe domki, ubogie knajpki i sklepiki. I ludzie. Głównie Tybetańczycy. Mnisi, mniszki, “cywile”. Nie potrzeba języka. Uśmiech załatwia wszystko. Można napić się coli i ruszyć dalej do Dakshinkali, na obrzeża miasta Pharping, gdzie emanuje mocą drugi biegun świętości.

 

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.