Ladakh współczesny

Dla turystów Ladakh to miejsce bezcenne, atrakcyjne pod każdym względem, pełne możliwości i czekających na podróżnych przygód, bo przygodą jest tu niemal każda chwila, a każdy napotkany widok – unikalnym pejzażem, barwną scenką rodzajową, kuszącym kadrem. Przyjeżdżają tu podróżnicy, himalaiści, turyści i duchowi wagabundzi ze wszech stron świata,

żeby połazić po górach, przygotować się do wyprawy wysokogórskiej, pozwiedzać liczne klasztory albo pomedytować pod okiem wybranego lamy.

W czasach, gdy świat mieni się być globalną wioską, a „linkami” łączącymi społeczeństwa i narody są gastronomiczne sieciówki, napoje gazowane i telewizja satelitarna, nic już nie jest tak egzotyczne i odmienne, jak, powiedzmy, sto, czy nawet pięćdziesiąt lat temu. Jednak niektóre części naszej planety zdają się poruszać w czasie trochę wolniej i spokojniej, nie tracąc z oczu mijanych widoków. Taki jest Ladakh, gdzie nie zdziwi nas dziś widok młodzieńca w dżinsach i satelitarnego talerza na dachu, ale przedwieczne góry i wmontowane pomiędzy nie klasztory mogą wprawić w długotrwałe zadziwienie.

Staruszki kręcące ręcznymi młynkami modlitewnymi, czerwono-szafranowi mnisi, charakterystyczna kamienno-drewniana architektura, inne tempo życia, inne priorytety, wartości i inny sposób na uśmiech. Ladakh wciąż pozostaje egzotyczny, odmienny i przez to niezmiernie ciekawy, dający możliwość, by wciąż odkrywać go na nowo i za każdym razem znajdować coś szczególnego i unikalnego, bo kraina wysokich przełęczy jest pod wieloma względami szczególna i unikalna. Już samo to, że średnia wysokość nad poziomem morza sięga tu 3000 metrów, czyni Ladakh miejscem magicznym, gdzie bogowie gór wciąż mają coś do powiedzenia i do pokazania – rozpostarte pod szerokim niebem górskie szczyty, z których najwyższe przekraczają wysokość 7000 metrów, dolinę Indusu w jego górnym biegu, zamknięte w objęciach Himalajów doliny Suru i Zanskar, Karakorum i imponujący biały lodowiec Siachen, spływający z wysokości ponad 5700 metrów, liczne doliny, kotliny i przełęcze… Porażająca pięknem sceneria stanowi baśniowe tło dla miast, wiosek i miasteczek – w większości iście miniaturowych – które, ozdobione barwnymi ornamentami kultury tybetańskiej, wydają się ludzkimi siedliskami przeniesionymi wraz ze swym otoczeniem z jakiegoś równoległego świata, w którym czas i przestrzeń zdają się wymykać przyjętym regułom, dryfować przez stulecia, sięgać ku geologicznym prapoczątkom sprzed narodzenia Subkontynentu. Nic dziwnego, że miejsce to wzbudza takie zainteresowanie i tyle emocji. I choć klimat tu śnieżny, surowy i raczej chłodny, połączenie prastarego z prastarym – odwiecznych gór i pełnego sekretów lamaizmu, czerpiącego wszak garściami z pierwotnych praktyk i wierzeń – tworzy całość ujmującą, przyjazną i przyciągającą niczym magnes.

Ladakhijczycy to głównie rolnicy, pasterze, rzemieślnicy i mnisi. Uprawiają jęczmień, trochę pszenicy, warzywa i pyszne morele. Hodują jaki i kaszmirskie kozy, których wełna służy do wyrobu miękkich tkanin, znanych nam jako kaszmir i paszmina. Tkają dywany, doją krowy, przebierają paciorki różańców, żyją spokojnym i nieśpiesznym życiem pogodnych górali, których świat zaludniają niewidzialne postaci tybetańskiego panteonu.

Etnicznie są dość różnorodni, można spośród nich wyodrębnić, między innymi, indoaryjskich Dardów, Monpów, Tybetańczyków i Baltów, ale niemal wszyscy mieszkańcy Ladakhu mają tybetańskie cechy antropologiczne, również główny język kraju, ladakhi, jest na tyle bliski tybetańskiemu, że można tu chyba mówić o dialekcie tego języka, zwłaszcza, że tybetański panuje niepodzielnie w dziedzinie liturgii i praktyki, a te stanowią integralną część codziennego życia Ladakhu.

Również stroje noszone przez mieszkańców przypominają te noszone w Tybecie, choć mają wiele cech właściwych temu tylko regionowi: ozdoby z kamieni półszlachetnych i srebra, warkocze młodych i starych kobiet, oryginalne nakrycia głowy obu płci, wszystko to przywodzi na myśl Tybet, ale posiada własną lokalną specyfikę. Do takich charakterystycznych dla Ladakhu części garderoby należy perak, noszona przez mężatki ciężka dekoracja głowy, wykonana z naszytych na tkaninę kawałków turkusu i dodatkowo ozdobiona koralami, macicą perłową, srebrem i haftem. Kształt i wykończenie peraka zależą od konkretnego regionu i różnią się między sobą. Taki perak jest trochę jak przenośna skarbonka, albo bankomat: w razie nagłej potrzeby można odciąć kawałek turkusu lub srebra i zapłacić nim za jedzenie lub usługę, to osobisty majątek żony, jej „bankowe” zabezpieczenie.

Ladakhijczycy w większości są buddystami, choć w całej populacji sporo jest również szyitów i odrobina muzułmanów nurbakshi. Chrześcijaństwo okazało się dla tutejszej ludności nieatrakcyjne, pomimo, że niemieccy misjonarze założyli tu pierwszy kościół w XIX wieku. Liczbę chrześcijan szacuje się na kilkadziesiąt rodzin, które przyjęły chrzest już w owym XIX wieku, zaraz po przybyciu misjonarzy. Charakter całej przestrzeni kulturowej zdecydowanie kształtują buddyści, praktykujący wyjątkową, pełną barw i magii formę religii Buddy, wyrosłą w Tybecie na gruncie indyjskiej mahajany, tantry i lokalnego bon. W żadnym miasteczku, osadzie czy wiosce nie obejdzie się bez klasztoru, gompy, stupy, chorągiewek, posągów, tanek i młynków modlitewnych. To wszystko, cała zewnętrzna warstwa buddyzmu, kunsztowna i wielobarwna, wytwarza wyjątkową atmosferę, scenografię dla rzeczy niezwykłych i wibrujących dobrą energią.

Z buddyzmem związane są wszystkie święta i festiwale, rytualne tańce, muzyka, demoniczne maski, charakterystyczne melorecytacje pudży skierowanych do rozmaitych bóstw i aspektów Buddy. Wszystkie te tradycje pielęgnowane są od wielu pokoleń i od wielu pokoleń nie uległy zmianie. Ślub, rocznica, narodziny dziecka, zakończenie żniw, urodziny lamy-założyciela lokalnego klasztoru – każda okazja świętowana jest z charakterystyczną mieszaniną powagi i radości, każdemu zaś świętu towarzyszy muzyka – ludowa i sakralna – śpiew i taniec, który najczęściej przyjmuje formę tańczonego rytuału, gdyż większość wszelkich celebracji, może z wyjątkiem tych najbardziej osobistych i rodzinnych, skupia się wokół klasztoru. Jak kraina długa i szeroka świętuje się urodziny ojca buddyzmu tybetańskiego Padmasambhawy (Guru Rimpocze), odprawiając na jego cześć tańce w rytualnych maskach i przepięknych szatach. W wielu świątyniach rezydują mnisi-wyrocznie, którzy przy okazji świąt wieszczą zgromadzonej społeczności przyszłość, a raczej, wskazują kierunki, w jakich podąża teraźniejszość. Takie świąteczne proroctwa często poprzedza poświęcone medytacji miesięczne odosobnienie. Czasami role wyroczni pełnią ludzie świeccy, przygotowani przez lamów do kontaktu z duchami i bóstwami, niekiedy wyrocznia wprawia się w trans wykonując odpowiedni taniec i przebierając się za bóstwo, z którym pragnie nawiązać kontakt.

Szczególnie uroczyście obchodzi się tybetański Nowy Rok. Wtedy również wykonywane są przepełnione symboliką tańce; składane są ofiary i palone wyobrażenia całego zła nagromadzonego w mijającym roku. Dla turystów to nielada gratka, przepiękne tęczowe widowisko wirujących brokatowych szat i demonicznych masek, uzupełnione dźwiękami długich trąb, bębenków i dzwonków.

Większość tradycyjnych świąt obchodzi się zimą, choć są i takie, które celebruje się latem. Lato jest jednak krótkim czasem sprzyjającym rozrywce i rekreacji i wtedy to właśnie odbywają się konkursy i zawody łucznicze, bo Ladakhijczycy, podobnie jak Tybetańczycy i Bhutańczycy uwielbiają strzelać z łuku. Mnóstwo przy tym śmiechu, żartów i beztroskich wygłupów i, oczywiście, nie obejdzie się bez tańca i muzyki. A jak taniec, muzyka i śpiew, to musi być i dobre jedzenie i coś na popitkę, dla poprawy nastroju. W Ladakhu jada się właściwie to samo, co w Tybecie, przede wszystkim pożywną thukpę i pyszne momo, najczęściej, zwłaszcza od święta, z mięsem jaka. Specjalnością Ladakhu jest sku – okrągłe jęczmienne kluseczki z warzywami, a w wersji świątecznej także z mięsem. Pije się, oczywiście, herbatę po tybetańsku, z masłem, mlekiem i solą, ale i po indyjsku – na słodko. Jako że herbata, z solą czy bez, to ciut za mało na świąteczne okazje, pija się też chang – piwo jęczmienne, które, zwłaszcza podczas emocjonujących zawodów łuczniczych, leje się strumieniami, bo Ladakhijczycy to ludzie pogodni i skorzy do zabawy.

Obecnie, zarówno w kuchni, jak i w innych dziedzinach życia, widoczne są wpływy indyjskie i światowe – coraz bardziej popularny jest ryż, a i coca colę można znaleźć, jeśli ktoś bardzo zatęskni za swojskimi, domowymi klimatami i za nic w świecie nie może przekonać się do mulistego, słodko-gorzkiego changu.

Świat się zmienia i Ladakh kręci się wraz z resztą planety, choć co chwilę przystaje i zerka wstecz, próbując ocalić ile się da przed wszystkożernym potworem globalnej cywilizacji. Przywiązanie do tradycji i szczodrość buddyjskiego systemu religijnego sprawiają, że Ladakh zdaje się znajdować w tym samym miejscu, co trzysta, co pięćset lat temu i w niczym nie przeszkadza tu obecność wytworów nowoczesnych technologii, indyjska whisky, motocykle i turyści. Ladakh żyje swoim tempem, podąża za spokojnym oddechem, dźwięczy pudżami i szelestem mantr. Nie jest skansenem dla turystów. Jest wciąż żywym, lśniącym od świeżej magii himalajskim krajem, otoczonym przez stalowe smoki trzech wrogich armii, jakby mimochodem tkwiącym w tej geopułapce i promieniującym magnetyczną energią przyciągającą ludzi szukających dowodów na to, że cuda się zdarzają.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.