Indie - Varanasi > GHATY

Nadgangesowe Ghaty o każdej porze dnia wyglądają inaczej, ale najpiękniej chyba o wschodzie, gdy przybierają barwę miodu, bursztynu, płynnego złota i słońca. Zresztą zawsze zdają się lśnić i opalizować, a głębokie cienie tylko dodają im blasku.

Ghat w uproszczeniu to „platforma”, „nasyp”, a w rozwinięciu – coś w rodzaju bulwaru, tyle, że „klasyczne” bulwary ciągną się nieprzerwanie, a te w Benares składają się licznych osobnych elementów, co sprawia, że są nierówne i „wyboiste”. Ghat to platforma, od której schodzą ku rzece szerokie i czasem strome kamienne stopnie, ale benareski Ghat obejmuje również wszystko to, co znajduje się powyżej: pnące się niczym schody do nieba budynki, budyneczki, pałace, świątynie i twierdze. Każdy Ghat promieniuje znad rzeki w głąb lądu tworząc coś w rodzaju dzielnicy miasta.

Takich Ghatów, większych i mniejszych, jest w Varanasi prawie sto, niektóre już przed setkami lat pożarła rzeka i płynący wraz z nią czas, inne są całkiem młode, a większość pochodzi z XVI-XVIII wieku. Fundatorami Ghatów byli władcy, dostojnicy, radżowie, ale właściwie każdy, kogo było na to stać, mógł sobie postawić własny ghat. Do dziś są nad Gangą (Gangesem) Ghaty stanowiące własność prywatną.

Nadgangesowe „bulwary” nie służą bynajmniej niedzielnym spacerom z dziećmi i psami, mają znaczenie i przeznaczenie religijne i rytualne. To z Ghatów zstępuje się ku rzece, by, poprzez zanurzenie w jej świętych wodach, oczyścić ciało i ducha, zneutralizować złą karmę i otrzymać błogosławieństwo Bogini.

Na Ghatach odbywają się pudże i ceremonie, tu obchodzi się wszystkie ważne święta religijne, między innymi Diwali, Śiwaratri, Dushehra, a wybrane Ghaty służą za uświęcone miejsca kremacji zwłok. Takich rytualnych spopieleń dokonuje się około osiemdziesięciu dziennie, właściwie cały czas płoną funeralne stosy, tłusty dym unosi się nad rzeką, a do jej wód sypią się popioły. Nie zawsze dosłownie popioły, bo drewno w Indiach jest drogie, a do spalenia ludzkiego ciała potrzeba go całkiem sporo, od 150 do 300 kilogramów, więc do rzeki wrzuca się czasem nie do końca spopielone szczątki.

Spacer wzdłuż wszystkich Ghatów to cała wyprawa, bo ciągną się one przez ponad siedem kilometrów, ale można wybrać najciekawszy odcinek trasy, od Assi Ghat do Raj Ghat, albo wynająć łódkę i podziwiać Ghaty od strony rzeki, oczywiście najlepiej o wschodzie słońca, przy okazji składając Rzece ofiarę. Łódź płynie wolno i z jej pokładu można obserwować poranne życie Ghatów: kąpiących się pielgrzymów, golibrodów, sprzedawców lampek maślanych, splatających zmierzwione dredy sadhu, wróżbitów i żebraków, cały przepiękny i przebogaty spektakl nadgangesowego życia i lokalnego kolorytu. No i same Ghaty oczywiście, skąpane w bursztynowej poświacie, prawie nierzeczywiste pałace i świątynie.

Przyjeżdżający do Varanasi turyści oraz ci, którzy pragną tu zakotwiczyć na dłużej, na przykład ucząc się hindi, medytując czy zgłębiając arkana jogi, najczęściej wybierają Assi Ghat, a raczej przylegającą do niego, czy raczej przezeń wyemanowaną dzielnicę. Dużo tu tanich miejsc noclegowych, także w kwaterach prywatnych, hosteli i różnej rangi aśramów, są sklepy i kawiarenki, można nawet zjeść pizzę. Sam Ghat wydaje się nieco mniej zatłoczony i spokojniejszy niż inne, przychodzą tu wyznawcy Śiwy, by czcić stojący pod drzewem pipal wielki lingam.

Na Chet Sing Ghat, gdzie w XVIII wieku rozegrała się bitwa pomiędzy maharadżą Chet Singhiem a Brytyjczykami, stoi czerwonawy (o wschodzie słońca bursztynowy) stary fort. Radża, niestety, bitwę przegrał, ale za to po wieki wieków ma nad Gangesem swój własny Ghat.

Ghat Darbhanga zwieńczony jest stosunkowo nowym, bo pochodzącym z początków ubiegłego wieku, ale wywierającym stosowne wrażenie pałacem należącym do radży Biharu. Obok ma swój Ghat dawny minister finansów nieistniejącego już królestwa Darbhanga.

Codziennie po zapadnięciu zmroku na Ghacie Dashashwamedh odbywa się widowiskowa i pachnąca sandałem ceremonia Ganga Aarti. Młodzi kapłani wymachują kadzielnicami, kadzidłami i ogniem, składając ofiarę Bogini i dostarczając rozrywki pielgrzymom i turystom. Ceremonia jest bardzo ceremonialna i bardziej przypomina teatr niż rytuał, ale jest na co popatrzeć. Układowi choreograficznemu z ogniem i zapachem towarzyszą recytacje i śpiewy oraz dość hałaśliwa, ale za to egzotyczna muzyka. A jak ktoś nie ma ochoty na Ganga Aarti, to i tak przez cały dzień na Ghacie dzieje się tyle, że można spędzić wiele godzin po prostu obserwując toczące się tu życie: sunące w tę i z powrotem tłumy pielgrzymów, sprzedawców kwiatów i girland, sprzedawców wszystkiego, wszechobecnych żebraków – kolorowy, jakże indyjski chaos.

Nad Ghatem Man Mandir wznosi się stary i piękny przykład architektury radżpuckiej, pochodzący z końca XVII wieku pałac maharadży Man Singha. Obok znajduje się XVIII-wieczne obserwatorium astronomiczne wzniesione przez Jai Singha II. Do dziś można tam oglądać instrumenty służące radży i jego nadwornym astronomologom (astrologom i astronomom w jednym) do podglądania nieba. Z tarasu przy pałacu rozciąga się rozległy widok na Ganges.

Ghat Scindia zbudowano w 1830 roku, nie bacząc na stojącą w pobliżu świątynię Śiwy. Specyficzny stosunek Hindusów do zabytków i świętości spowodował lekkie zapadnięcie się świątyni, która teraz stoi sobie krzywo, częściowo pogrążona w wodzie, co na szczęście dodaje jej uroku, a całemu Ghatowi malowniczości. Ze świątyni i Ghatu emanuje ku górze istny labirynt wąskich uliczek, przy których można odnaleźć sporo innych ważnych świątyń miasta. Cały przylegający do Ghatu obszar nazywa się Siddha Kshetra (Pole Mędrca, w wolnym tłumaczeniu) i ściągają tu całe rzesze pielgrzymów.

Bhonsale Ghat ukoronowany jest widocznym z daleka ni to zamkiem, ni to fortem zbudowanym przez radżów potężnego niegdyś królestwa Maratha. Czerwonozłota twierdza spływa ku rzece kaskadą kamiennych schodów.

Każdy, kto przyjechał do Benares „obowiązkowo” odwiedza Manikarnika Ghat, żeby stanąć oko w oko ze śmiercią. Jest to główny ghat kremacyjny w mieście i to tu właśnie spala się większość zwłok. Na miejscu można kupić drewno, które czeka na brzegu i w zacumowanych w pobliżu łodziach, poukładane w stosy i kupki. Manikarnika to Ghat szczególnie uświęcony i nie można dowolnie i swobodnie się po nim pętać, nie należy też fotografować. Wokół kręci się mnóstwo kapłanów i mniej lub bardziej samozwańczych przewodników, którzy za wynegocjowaną kwotę chętnie zaprowadzą żądnych mocnych wrażeń turystów do jednego z okolicznych budynków, skąd można oglądać ceremonię kremacji lub po prostu popatrzeć na kopcące się stosy. Schodząc z miasta w kierunku Ghatów, a szczególnie w kierunku Manikarnika, napotkamy sunące pośpiesznie kondukty z niesionymi na marach owiniętymi w całuny ciałami zmarłych. Wszelkie czynności przy zwłokach, wymagające bezpośredniego z nimi kontaktu, wykonują przedstawiciele jednej z kast „niedotykalnych”, strażnicy śmierci domowie.

Ghat Manikarnika uważany jest za zapewniający duszom spalonych tu ciał wyzwolenie od niekończącego się cyklu narodzin i śmierci, poprzez osiągnięcie ostatecznego „zbawienia”, czyli mokszy, którą z grubsza można porównać do buddyjskiej nirwany. Ghatowi patronują dwa bóstwa – Wisznu i Śiwa, jest więc to miejsce zarówno destrukcji, jak i kreacji. Na Ghacie stoi XIX-wieczna świątynia Śiwy i Durgi, a w pobliżu znajduje się święty staw Cakra-Pushkarini Kund, który podobno wykopał sam Wisznu, a zrobił to na długo przed zstąpieniem na ziemię Bogini Gangi, która przybrała postać rzeki. Inna legenda związana z Ghatem mówi o zgubionych, a właściwie ukrytych gdzieś tutaj kolczykach Bogini Parwati. Śiwa szukał ich bezskutecznie i w końcu poprosił, by dusze zmarłych, których ciała spalane są na Ghacie, spróbowały odnaleźć utraconą biżuterię. Nie wiem, czy chciałabym się natknąć na kolczyki Bogini, bo Bóg wie, z czego są zrobione - z płonących meteorów, radioaktywnych kryształów albo bulgoczącej lawy wulkanicznej. Dobrze, że to zadanie powierzono zmarłym, którzy nic już nie mają do stracenia (z wyjątkiem mokszy, oczywiście).

Manikarnika Ghat jest jednym z dwóch ghatów kremacyjnych w Varanasi, drugi to Harishchandra, w istocie prawdopodobnie starszy od Manikarnika i często nazywany Adi Manikarnika, czyli pierwotnym, pierwszym Manikarnika. Z tym Ghatem również wiążą się legendy dotyczące bóstw i króla, którego imię Ghat nosi – Harishchandry, który ponoć osobiście pracował na polu kremacyjnym, aby rozwinąć w sobie pokorę, miłosierdzie i umiłowanie prawdy. Bogowie wynagrodzili jego determinację i poświęcenie zwracając utracony tron i zmarłego syna.

Harishchandra Ghat również zapewnia zbawienie duszom spopielonych tu zmarłych, a turyści, również i tu, nie mogą fotografować. Nie wolno fotografować śmierci sunącej przez kremacyjne stosy, ale … wszyscy to robią, z ukrycia, dyskretnie, używając długich obiektywów i wszelkich zoomów, bo jak czegoś nie wolno, to tym bardziej cieszy, jeśli uda się obejść zakazy. Ważne jest, żeby umieć się zachować i nie wymachiwać aparatem przed nosem „grabarzy”. Tym bardziej przed nosami pogrążonej w żałobie rodziny.

W pobliżu Ghatu Harishchandra zbudowano w latach 80-tych ubiegłego wieku nowoczesne elektryczne krematorium, z którego korzysta sporo ludzi, zwłaszcza ubogich, których nie stać na zakup drogiego drewna, ale również i takich, którzy czują się „nowocześni i światowi”. Krematorium zbudowano także ze względów higieniczno-ekologicznych, bo obrońcy środowiska wciąż grzmią ze swoich ambon na nieludzkie traktowanie Gangesu, który (która) wchłania nie tylko ludzkie prochy, ale i resztki ciał, nie mówiąc już o mydlinach i innych powodowanych przez ludzi zanieczyszczeniach. Podobno Ganga ma jakiś własny magiczny system samooczyszczania, nie wiem, ale wiem, że podczas porannego rejsu łodzią i składania ofiary rzece, dla dopełnienia rytuału napiłam się wody z Gangesu i żyję, a woda nie miała żadnego odrażającego smaku czy zapachu. Broń Boże, nie namawiam do picia nieprzygotowanej wody rzecznej, ani żadnej innej.

Benareskie Ghaty można by wyliczać i wyliczać, bo na każdym z nich można znaleźć coś ciekawego. Na przykład Lalita Ghat ma, pod względem architektonicznym, charakter nepalski, wzniósł go bowiem król Nepalu, budując również przepiękną i zupełnie „nieindyjską” świątynię Śiwy; Tulsi Ghat związany jest z wielkim poetą Tulsidasem; nad Ganga Mahal Ghat wznosi się pałac maharadży Benares; Ghat Vaccharaja jest miejscem świętym dla dżajnistów, bo, według tradycji tu narodził się siódmy Tirthankara, ale dżainiści mają i drugi własny Ghat nad Gangesem – Jain Ghat z dwoma dżajnijskimi świątyniami… I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…

Na Ghatach odbywają się ćwiczenia jogi i medytacje, na Ghatach i w ich okolicy można spotkać astrologa, numerologa, chiromantę albo innego wróżbitę, można spotkać wędrownych sadhu, nagich joginów, piorące kobiety, włóczące się chude psy, zabłąkaną bawolicę, kupy śmieci, krowie placki i, oczywiście – zaginione kolczyki Parwati. Bo Ghaty w Benares i samo Benares to bardzo intensywny, wielopoziomowy i wielowymiarowy byt, w którym można się zagubić na dłużej. Wszystko zdaje się być tutaj bardziej intensywne niż gdzieindziej. Śmierć ociera się o nas drażniąc zmysły, życie kuśtyka bezdomnym psem, pędzi rikszą, tańczy latawcem, pachnie sandałem i curry. A pod tym wszystkim, a może „ponad, wokół i w” pełno jest sekretów ducha, potężnych boskich mocy i boskiego spokoju. No i te schody, setki stopni wiodących wprost ku świętej wodzie, otwierające drogą do serca Bogini – odwieczne i wieczne Ghaty.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.