Indie - PUSHKAR

11 km od Ajmeru znajduje się Pushkar – ważne centrum pielgrzymkowe hinduistów, przybywających tam, aby o świcie obmyć się wodą ze świętego jeziora i prosić bogów o pomyślność. W złożeniu rytualnej ofiary z płatków kwiatów i kokosów pomagają miejscowi kapłani, którzy na znak boskiego błogosławieństwa zdobią czoła wyznawców czerwoną pastą

z ziarenkami ryżu. Turysta przebywający rankiem na ghatach (stopniach prowadzących do wody) również musi poddać się temu rytuałowi, lecz zwykle musi za to zapłacić 10 razy więcej niż hinduski pielgrzym.

Pushkar jest również miejscem często odwiedzanym przez sadhu – półnagich wędrowców, którzy porzuciwszy życie rodzinne i społeczne, z posypanymi popiołem głowami, przemierzają Indie w poszukiwaniu duchowej prawdy.

W miasteczku znajduje się jedyna w Indiach świątynia poświęcona stwórcy świata – bogu Brahmie. Należy ona do grupy pięciu świątyń, do których każdy ortodoksyjny hindus powinien udać się na pielgrzymkę. Według legendy święte jezioro w Pushkar powstało w miejscu, gdzie Brahma upuścił kwiat lotosu, chcąc dokonać rytualnej ofiary. Ponieważ bogu nie towarzyszyła wówczas jego małżonka -  Sawitri, Brahma poślubił tam kobietę o imieniu Gayatri. Gdy wiadomość o tym dotarła do Sawitri, rozsierdzona małżonka rzuciła na męża klątwę, ogłaszając, że Pushkar pozostanie jedynym miejscem na Ziemi, gdzie Brahmie oddawać będą cześć boską.

Co roku, w czasie pełni księżyca w miesiącu kartik (według kalendarza gregoriańskiego – w październiku lub w listopadzie), w Pushkar odbywa się targ wielbłądów, koni i wołów oraz kilkudniowy festyn z wyścigami na “okrętach pustyni”, jak nazywane są często wielbłądy, i przedstawieniami folklorystycznymi. Impreza ta, w której bierze udział około 200 tys. ludzi i 50 tys. wielbłądów, jest wielką atrakcją turystyczną.

Ze względu na święty charakter miejsca w tamtejszych restauracjach oficjalnie nie podaje się alkoholu i mięsa.

MIASTO BRAHMY I WIELBŁĄDÓW

Różne są opinie podróżników i turystów, którym zdarzyło się tu kiedyś zajrzeć. Jednych fascynuje egzotyczny koloryt, barwny tłum, atmosfera wiecznego odpustu. Inni wyjeżdżają zawiedzeni, rozczarowani i poirytowani. Na pewno rozczarują się poszukiwacze głębokiej duchowości, zwłaszcza, gdy opadnie ich sfora pseudokapłanów, wydrwigroszy i naciągaczy, od których trudno się opędzić.

Namolnie wciskają rozmaite atrybuty niezbędne do złożenia ofiary, obiecując w zamian zbawienie duszy po śmierci i szczęśliwe życie przed śmiercią. Nie brakuje wróżbitów i astrologów, niezmiennie wieszczących świetlaną przyszłość, nie brakuje sprzedawców wszystkiego i żebraków. Każdy z nich stara się nie przeoczyć okazji dnia, kolejnego białego „pielgrzyma” z wypchaną, w ich mniemaniu, kiesą. Liczni wędrowni sadhu chętnie pozują do zdjęć przyjmując malownicze pozy, za odpowiednią kwotę, oczywiście.

Jeśli ktoś nie ma duszy otwartej jak pustynne przestrzenie, jeśli jest w Indiach po raz pierwszy i trafia właśnie tu, jeśli nie spróbuje zrozumieć pozornego chaosu, jeśli nie potrafi się przeciwstawić nagonce polujących na rupie myśliwych, lepiej niech nie przyjeżdża.

Zdarza się i tak, że ktoś przyjedzie, zobaczy, pozwoli się porwać nurtowi zdarzeń, pokocha to miejsce i, jak Marzena, będzie chętnie wracać, jakby nie dało się poskromić tęsknoty za hordami wielbłądów. Bo pewnych tęsknot nie da się poskromić, można je najwyżej uśpić.

A w bezładnie kłębiącym się tłumie są prawdziwi pielgrzymi, prawdziwi wróżbici i prawdziwi sadhu, którym moksza jest bliższa niż mamona. Duchowość, pobożność, uczciwość, wszystkie tu są, tylko trudno je dostrzec i wychwycić. Nie trudno natomiast poczuć tchnienie pustyni, dostrzec fotograficzne piękno pochylonych nad jeziorem świątyń, w tłumie zobaczyć po prostu ludzi. Ludzi odmiennych priorytetów, innej wiary, innych obyczajów, ale tylko ludzi.

Pushkar, święte miasto hinduizmu, miasto Błękitnego Lotosu, leży na terenie Rajasthanu, na skraju wielbłądziej pustyni Thar. Liczy kilkanaście tysięcy mieszkańców, słynie z kultu Brahmy, targów wielbłądów i tysięcy pielgrzymów (oraz kupców).

Istnieje kilka wersji legendy o powstaniu miasta. Wszystkie łączą się z osobą Brahmy, boga Stworzyciela. Początki Pushkaru rozpływają się w mrokach dziejów, wiadomo tylko, że jest to jedno z najstarszych istniejących do dziś miast indyjskich. Jest to również jedno z niewielu miejsc kultu Brahmy, boga nieco zaniedbanego przez ludzi.

Jeden z Trójcy, Kreator, ustąpił miejsca dwóm pozostałym, Śiwie i Wisznu, których świątynie są niezliczone. Brahma świat stworzył, Wisznu miłosiernie podtrzymuje jego istnienie, a Śiwa, jako Niszczyciel, dba o równowagę bytu i niebytu. Brahma odpoczywa w niebiańskich dziedzinach, do których nikomu nie chce się zaglądać. Dla Uniwersum trwa nieskończenie długi, z punktu widzenia śmiertelników, Dzień Brahmy. Kiedyś wszystko się skończy. Czas zatoczy koło. Wszechświat zniknie, a Brahma stanie przed zadaniem wykreowania nowego. I tak w nieskończoność. Brahma jest najbardziej tajemniczym z całej Trójcy, najmniej uchwytnym, jest pierwotną siłą stwórczą, skumulowaną energią, Wielkim Wybuchem. Podobnie jak wszyscy bogowie hinduizmu, posiada pewne cechy antropomorficzne, ale nie są one tak wyraziste jak w przypadku innych istot niewidzialnych. Może dlatego niewielu ludzi chce się zwracać do Niego bezpośrednio. Wolą bardziej przystępnych, bardziej „ludzkich” bogów. Jednak kilka świątyń poświęconych Brahmie Stwórcy Świata istnieje w i Indiach i poza nimi (Indonezja). Jedną z nich i chyba najważniejszą jest Jagatpita Brahma Mandir, czyli Świątynia Brahmy Ojca Wszechświata, której czerwoną sikharę (wieżyczkę) można z łatwością dostrzec z daleka. Błękit i czerwień, archetypiczne barwy przypisywane męskości i kobiecości, wyróżniają niepozorną sylwetkę głównego sanktuarium kryjącego posąg Brahmy i żeńskiej połówki Boga, Gajatri.

Czy wspomniałam już o świętym jeziorze? Jest i święte jezioro, stworzone osobiście przez Brahmę. To wokół niego skupia się życie religijne mieszkańców i pielgrzymów. Fachowcy spierają się co do czasu powstania jeziora, bo jest to zbiornik sztuczny, są jednak zgodni co do tego, że ma ono grubo ponad 1000 lat. O samej świątyni mówi się, że liczy sobie 2000 wiosen, choć do dziś zachowały się budowle „zaledwie” XIV-wieczne. Nad jeziorem i wokół niego powstało na przestrzeni wieków wiele świątyń, kaplic, pałacyków i innych bliżej niezidentyfikowanych obiektów, składających się na religijne, architektoniczne, handlowe i towarzyskie serce miasteczka Pushkar. Nie tylko serce. Także twarz, odbijającą się w wodach magicznego jeziora i wdzięcznie pozującą do fotografii.

Czy mówiłam już, że Brahma z Pushkaru ma cztery twarze? Czy nie przypomina to innego zapomnianego, a niegdyś potężnego boga Światowida? Brahma to centrum, z którego wyłaniają się cztery kierunki, cztery strony świata, i do którego, w dniu ostatnim, powrócą. A kto wykąpie się w świętym jeziorze, ten ma odpuszczone wszystkie grzechy i przewiny. Dawniej był to odpust całkowity i bezwarunkowy. Zbawienie było na wyciągnięcie ręki dla największego nawet grzesznika. Bogowie postanowili nieco ukrócić odpustową swawolę i odpust zupełny uzyskuje się jedynie podczas kąpieli w czasie pełni księżyca miesiąca kartik, co po naszemu oznacza ruchome święto przypadające w październiku/listopadzie. Wtedy do Pushkar zwalają się prawdziwe tłumy! Przybywają pielgrzymi, przybywają kupcy prowadząc ze sobą wielbłądy, ale i inne zwierzęta hodowlane, krowy, kozy i owce. Jednak to wielbłądy są bez wątpienia bohaterami wielkich targów połączonych z rytuałami religijnymi, występami artystycznymi, konkursami, jarmarkiem i ogólnym kolorowym zamieszaniem. Pushkar ka Mela to chyba największy na świecie targ okrętów pustyni. Pięknie wystrojone wielbłądy paradują dumnie przed publicznością, wśród straganów z przekąskami, ciuszkami i ozdobami, przy których tłoczą się kobiety i kobietki, przybyłe wraz z mężczyznami i ich zwierzętami z pustyni Thar, a nawet spoza Radżasthanu. Rozbrzmiewa muzyka i śpiew, panowie prezentują niewiarygodne wąsiska w dorocznym konkursie na najwspanialsze wąsy planety. Słychać tętent wielbłądzich kopyt, odbywa się właśnie wyścig. Biegnące wielbłądy wzbijają w powietrze tumany pustynnego pyłu, który później uroczo chrzęści w przekąskach. Pyszniącego się, pulsującego życia jest tu teraz więcej niż w największej termitierze świata. Energia furczy i powiewa pomiędzy wąsami, barwnymi chustami, dźwięczącymi bransoletami chłopek-księżniczek, wiruje nad powierzchnią jeziora, emanuje ze świątyń, omiata nadbrzeżne Ghaty. Dobrze tu być, naprawdę. Tłoczno, gwarno, kurzliwie i wspaniale.

52 ghaty wokół jeziora, 500 świątyń wznoszących się amfiteatralnie nad ghatami. Rdzawe, niemal ogołocone z roślinności stożkowate wzgórza przypominają o niedalekiej pustyni, na schodach i placykach uwijają się stadka gołębi, brzegiem kroczy dostojnie piękna, choć mocno wychudzona, krowa. Wysmarowany żółtym jakimś paskudztwem, najpewniej glinką, fakir przydrożny poskładał się na kraciastym kocyku jak szwajcarski scyzoryk. Dostojnie wyglądają synowie pustyni w swoich wielkich turbanach, z twarzami ozdobionymi bujnym zarostem. Wdzięcznie prezentują się drobne sylwetki kobiet. Wrażenie podróży w czasie psuje nieco obecność traktorów i innych urządzeń, które kiedyś przeminą, podczas gdy pustynia trwać będzie nieporuszenie, jezioro będzie oczyszczać z grzechów, a Brahma będzie przygotowywał się do stworzenia z, pozostałej po tanecznych wyczynach Śiwy nicości nowego, świeżego wszechświata. I nowego Pushkaru z jego wielbłądami, ghatami i przez niektórych niepojętym magnetyzmem.


W Pushkarze obowiązuje całkowita prohibicja oraz zakaz spożywania mięsa! Miłośnicy steków muszą się zadowolić kuchnią wegetariańską. Jeśli jakaś restauracja serwuje (poza oficjalnym menu) mięso, lepiej nie ryzykować, bo nie wiadomo, jak długo czekało ono na mięsożercę. Jeśli zaproponują nam (również spoza karty) piwo, raczej odmawiamy, po co później zionąć piwskiem w nozdrza pielgrzymów.

Papierosów w miejscach publicznych też nie wolno palić, chociaż nikt nas za to nie ukrzyżuje, lepiej uszanować świętość miejsca. Można za to spróbować bhangu (pochodna cannabis indica) najlepiej w formie bhang lassi (rodzaj jogurto-maślanki z psychodeliczną wkładką). Jeśli się na to zdecydujemy, to nie w jakimś zakazanym zaułku i nie przesadzajmy, żeby nie było potem „Kac Vegas” w Pushkarze.

Do świętego jeziora podchodzimy boso! To samo dotyczy wchodzenia lub zbliżania się do świątyń.

Ubieramy się godnie, jak na święte miejsce przystało: długie spodnie, żadnych szortów! Najlepiej koszula z długim rękawem. Kobiety bezwarunkowo długie rękawy. Oczywiście, spodnie lub spódnica też długie, do kostek, a najlepiej poniżej.

Ogólnie: zachowujmy się przyzwoicie.

Nie dajmy się nabrać, oszukać, okraść. Oczy z tyłu głowy, pieniądze i paszport przy tyłku. Śmiało mówimy NIE (dodając grzecznościowe „dziękuję”), jeśli czegoś nie potrzebujemy. Nie przyjmujemy błogosławieństw od fałszywych sadhu, bo każą sobie za to słono zapłacić. Unikajmy samozwańczych przewodników, bo wywiodą nas na manowce!

Nie fotografujmy kąpiących się pielgrzymów, nie tylko dlatego, że to zakazane. Z głębokiego ukrycia, długim obiektywem da się zrobić fotkę, ale ten grzech należałoby zmyć w wodach świętego jeziora. Czy ktoś się odważy?

Samotnie podróżujące kobiety powinny sobie raczej poszukać liczniejszego towarzystwa i nie łazić samopas, a tym bardziej z miejscowym cicerone.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.