Indie - Ladakh > KLASZTOR LAMAYURU

Klasztor Lamayuru, nazywany także Tharpa Ling, co oznacza, mniej więcej, „siedziba wolności”, uważany jest za najstarszy i jeden z największych w całym Ladakhu. Obecnie rezyduje w nim około pięćdziesięciu należących do szkoły Czerwonych Czapek mnichów, ale w czasach świetności mieszkało ich tu nawet kilkuset.

 Kiedy powstał klasztor, a właściwie cały kompleks klasztorny, dokładnie nie wiadomo, o jego historii opowiadają legendy i na wpół legendarne zapisy historyczne, a te wyznaczają daty oddalone od siebie o całe stulecia.

Jedna z legend mówi, że klasztor, w jego pierwotnej postaci, został wybudowany w XI wieku przez jednego z ojców buddyzmu tybetańskiego, indyjskiego mnicha Naropę. Powstanie klasztoru poprzedziła przepowiednia, która głosiła, że w miejscu istniejącego tu niegdyś jeziora powstanie klasztor, więc, gdy jezioro, z nieznanych przyczyn wyschło, miejsce po nim okazało się idealne na podwaliny klasztornych murów. Naropa, który wówczas medytował w pobliskiej, a istniejącej do dnia dzisiejszego jaskini, znalazł w niecce wyschniętego jeziora zwłoki lwa. Lew w buddyzmie tybetańskim jest symbolem świętości i mocy (między innymi, oczywiście), więc nad jego grobem, staraniem Mistrza Naropy, wzniesiono klasztor o nazwie Singhe Ghang – Kopiec Lwa. Za czasów Naropy miało powstać aż pięć różnego rozmiaru budynków klasztornych, z których do dzisiejszego dnia ostał się jeden, stanowiący główny budynek obecnego kompleksu.

Inna opowieść mitologiczno-historyczna datuje powstanie klasztoru o cały wiek wcześniej, a inicjatywę przypisuje jednemu z ówczesnych królów Ladakhu, który to miał następnie podarować obiekt słynnemu lamie Rinchen Zangpo, tłumaczowi tekstów buddyjskich, znanemu jako Mahaguru (Wielki Guru).

Według kolejnej legendy, budynki na zboczu zostały przekazane pewnemu lamie przez króla Jamyanga Namgyala w XVI wieku, w charakterze daru wotywnego za wyleczenie z trądu. Nie był to jedyny dar uratowanego przed straszliwą chorobą króla: klasztorowi nadano liczne przywileje, włącznie ze zwolnieniem od podatków, a ponadto ogłoszono go tharpa ling, miejscem na prawach azylu. Nikt na terenie klasztoru nie mógł być aresztowany, świecka jurysdykcja nie miała tu wstępu.

Tak czy inaczej, klasztor jest bardzo stary i jest w nim co oglądać – piękne malowidła ścienne, tanki, posągi i rzeźby przedstawiające różne formy Buddów i Bodhisattwów zdobią szczodrze wszystkie wchodzące w skład kompleksu budynki. Na ścianach Dukhdang, sali zgromadzeń, możemy podziwiać niezwykle barwne malowidła przedstawiające bóstwa bogatego tybetańskiego panteonu; świątynia Gonkhang, w której znajdują się również kwatery mnichów, poświęcona jest groźnym i potężnym Strażnikom Dharmy, którzy szczerzą kły i potrząsają czaszkami pokonanych demonów. Przed świątynią stoją trzy czorteny, czyli tybetańskie stupy, a w małej świątynce nieopodal możemy zobaczyć kilka wyobrażeń Bodhisattwy Współczucia, Awalokiteśwary, bóstwa o jedenastu głowach i tysiącu ramion, posągi ośmiu Bodhisattwów i Padmasambhawy – pierwszego patriarchy buddyzmu tybetańskiego. Tuż obok jest jaskinia Naropy, miejsce, gdzie podobno medytował wielki indyjski guru.

Klasztor jest miejscem jak najbardziej żywym i dalekim od „zmuzelanienia”. Mimo, że w głównych budynkach na zboczu mieszka zaledwie kilkudziesięciu mnichów, kolejna setka z okładem rezyduje w wiosce Lamayuru i okolicach, a w czasie ważnych świąt, rytuałów i debat filozoficznych gromadzą się oni na dziedzińcach Lamayuru, hałasują wspólnie waląc w dzwonki i bębenki, hucząc na długaśnych trąbach i recytując mantry. Turystów przyciągają oczywiście widowiskowe tańce zamaskowanych mnichów, które odbywają się tutaj w czasie dorocznego święta Yuru Kabgyat, gromadzącego nie tylko wszystkich mnichów z okolicy, ale i wielu pielgrzymów z odległych krajów Azji i świata. Rytuały taneczne poświęcone są Padmasambhawie, który w Tybecie i krajach sąsiednich bywa nazywany Drugim Buddą. Wśród tańczących można też rozpoznać groźnego i bezlitosnego boga śmierci Jamę i pomniejsze „demoniczne” bóstwa. Jednym z rytuałów święta jest palenie kukieł uosabiających ego i jego przywary. Paląc kukłę swojego ego, pozbywamy się pychy, zawiści, gniewu i w ogóle – przywiązania do złudnej samsary. Na pospolitym poziomie jest to symboliczne palenie grzechów, w celu oczyszczenia placu dla uczynków godnych.

Górska siedziba tybetańskiej Dharmy przyciąga turystów również ze względu na niezwykły pejzaż, w który pięknie i trwale się wkomponowała. Okolica jest popieliście srebrzysta, księżycowa, nierealna, jakby utkana z pajęczyn i mgły. Jednak igraszki słońca powodują, że szarość zmienia się w rozproszone złoto, siarkowy pył, a nawet zielonkawość i błękit. Pod względem kształtów, okoliczne góry również przywodzą na myśl Srebrny Glob bardziej niż naszą rodzimą planetę.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.