Indie - Ladakh > KLASZTOR DISKIT

Ponad 3000 metrów n.p.m., w wiosce Diskit, na skraju pustyni otwierającej się na Dolinę Shyok, stoi jeden z najstarszych i największych klasztorów Ladakhu – Diskit Gompa.
Klasztor należy do szkoły Żółtych Czapek, na której czele stoi Dalajlama,

  i został ufundowany w XIV wieku przez mistrza Changzem Tserab Zangpo, ucznia samego Tsongkhapy, założyciela porządku Żółtych Czapek, czyli najliczniejszej szkoły buddyzmu tybetańskiego, znanej także pod nazwą Gelugpa.

W XVIII wieku Diskit Gompa przeszła pod zarząd klasztoru Thikse i do tej pory jest jednostką podległą Rimpoczemu z Thikse, zachowując pozycję centralnego klasztoru dla okręgu Diskit.

Gompa w Diskit przypomina inne spotykane na szlaku klasztory, wszystkie one bowiem zostały zbudowane w charakterystycznym i zjawiskowo pasującym do krajobrazu stylu tybetańskim, wszystkie są barwne, ozdobione pięknymi malowidłami, w każdym znajduje się główny ołtarz z figurą takiego lub innego mistrza, lamy, Buddy, Bodhisattwy lub bóstwa. W głównej sali medytacyjnej Diskit Gompy stoi posąg Bodhisattwy Maitrei będącego uosobieniem nieuwarunkowanej i uniwersalnej miłości. Oprócz życzliwie nastawionego do świata Maitrei, zobaczymy w Diskit inne łagodne emanacje oświeconego umysłu Buddy, między innymi Guru Rimpocze, jest tu jednak także dość dużo wyobrażeń bóstw groźnych i przerażających. Spotkamy je w każdym buddyjskim klasztorze, ale w Diskit mają one do spełnienia rolę szczególną.

Według lokalnej legendy pilnują szczątków złośliwego demona, które mnisi przechowują w sekretnym miejscu klasztoru. Demon ów miał wyjątkowo paskudne maniery i niemożliwie dokuczał ludziom, wprowadzając w ich życie chaos i zamieszanie. W końcu został pokonany przez potężne bóstwa, ale nie dał się nawrócić na dobrą drogę, jak to się działo w przypadku większości pierwotnych  demonów Tybetu i okolic. Skoro nie dał się przekonać, musiał zostać zgładzony. Niestety, okazało się, że posiada on rzadką umiejętność zmartwychwstawania i jedyny sposób, żeby go unieszkodliwić na dobre,  to rozczłonkować jego ciało i czuwać nad szczątkami, otaczając je niczym murem potęgą ochronnych zaklęć. Nie wiadomo co stało się z resztą demona, bo według lokalnej tradycji w posiadaniu mnichów znajduje się tylko jego głowa i pomarszczona dłoń. Może reszta wydostała się poza magiczny krąg mocy, ale bez głowy demon chyba dużo zdziałać nie może, bo nic nie słychać o jego współczesnych harcach.

Całkiem współcześnie wzniesiono za to imponujący, ponad trzydziestometrowy posąg Maitrei, spoglądający z wysokości na dolinę i jej mieszkańców. Posąg powstał w 2006 roku i został osobiście poświęcony przez Jego Świątobliwość XIV Dalajlamę w roku 2010.

W klasztorze mieszka obecnie około setki mnichów i oprócz pełnienia zwykłych mnisich obowiązków zajmują się oni także edukacją najmłodszych mieszkańców Diskit i okolicznych wiosek i, bynajmniej, prowadzona przez nich szkoła nie jest typową szkołą klasztorną, nauczającą liturgii, tekstów religijnych i debaty filozoficznej. W Diskit dzieciaki mają komputery, uczą się angielskiego, matematyki, fizyki i innych zwyczajnych przedmiotów szkolnych. Swoje istnienie, sprzęt komputerowy i przeszkolenie mnichów szkoła zawdzięcza organizacji pozarządowej Tibet Support Group. Tak oto, w liczącym ponad 600 lat klasztorze, tradycyjna kultura spotyka się ze współczesną cywilizacją. Demony współistnieją z Microsoftem, a bogowie z układem równań.

Wielki Maitreya z Diskit spogląda na okolicę o łagodnym, jak na ten obszar, klimacie, gdzie pośród gór i pagórków rosną morelowe sady i latem soczysta zieleń idzie w zawody z surowością skalnych zboczy. Jednak zimą, gdy ostatnia morela została już ususzona, zjedzona, albo przerobiona na konfitury, nadchodzi gwałtowne ochłodzenie i niewiarygodnie obfite opady śniegu, co sprawia, że Gompa, Diskit i wioski satelickie zostają odcięte od reszty świata. Na obejrzenie najhuczniej obchodzonego w Diskit święta mogą zdecydować się jedynie desperaci, bo przypada ono w lutym, gdy śniegi ani myślą tajać, a zima ani myśli odstąpić. Święto, które rozprasza zimowe chłody i mrok nazywa się Desmoche, dniem kozła ofiarnego. Na szczęście, nie tak, jak w starożytnej Grecji, nikt tu nikogo nie kamienuje, a rolę kozłów ofiarnych przejmujących na siebie ludzkie słabości, grzechy i niegodziwości, pełnią specjalnie wykonane tormy – figury rytualne. Zanim jednak wyniesie się tormy poza granice wsi, ustawia się wysoki drewniany maszt, symbolizujący oś wszechświata i udekorowany barwnymi szarfami i proporcami. Mnisi odprawiają odpowiednie do dnia i okoliczności rytuały, podczas których całe zło nagromadzone w czasie całego roku przechodzi na tormy. Wyniesione poza obszar wsi lub klasztoru „kozły ofiarne” są następnie porzucane na pustyni albo palone. I szlus, można zacząć od nowa, bo czymże jest ludzkie życie, jeśli nie nieustannym upadaniem i podnoszeniem się, grzeszeniem i oczyszczaniem, zaczynaniem od nowa? A himalajskie krajobrazy wyjątkowo nastrajają do tego typu refleksji.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.