Henną malowane

Wszystkiemu winna lawsonia bezbronna, choć ktoś musiał wpaść na pomysł, żeby ten bezbronny, a barwodajny krzew wykorzystać. Podobno z uzyskanego z lawsonii barwnika ludzkość korzysta już od ponad 5000 tysięcy lat farbując włosy, rzęsy, mumie i skórę. Mumie to głównie w Egipcie, a w Indiach Szerokopojętych ludzie zwykle ograniczają się do pomalowania włosów albo skóry.

 Początkowo i jedno i drugie zarezerwowane było wyłącznie dla kobiet, choć nie do końca wiadomo, jak było w czasach wedyjskich, gdzie hennopaćkanie było częścią różnych rytuałów, a wiadomo, że jak jest rytuał to musi być i mężczyzna, bo o ile próżność kobieca ma z zasady charakter zewnętrzny i wizualny, o tyle próżność męska wdziera się w świat ducha. Obecnie henna w różnej postaci i na różne sposoby używana jest przez obie płcie, choć kobiety wiodą tu zdecydowanie prym. Ale na przykład w takim Pakistanie mężczyźni nagminnie smarują sobie henną włosy, w celu ukrycia siwizny albo dość częstego na tych terenach albinizmu. Efekt jest piorunujący i nie wiem, czy nie lepiej byłoby paradować z siwą czupryną, ale co kraj to obyczaj.

Kiedyś farbowanie włosów henną było popularne i w naszym kraju, w czasach nie tak odległych a odznaczających się brakiem bardziej zaawansowanych technologicznie produktów, takich jak farby do włosów. Henna jest fajna, pachnie bagienną zgnilizną i ziołami, daje ciekawe efekty kolorystyczne, a jej nakładanie na skalp jest na tyle skomplikowane, że może uchodzić za swego rodzaju rytuał. Sama to robiłam, więc wiem.

Ze świeckiego i z sakralnego użycia henny wywodzi się zwyczaj misternego zdobienia dłoni i stóp, zwany mehendi, a nazwa ta odnosi się zarówno do samej papki barwiącej, jak i do czynności barwienia, wzorów i wszystkiego, co z tym niezwykłym makijażem kończyn się wiąże. Mehendi to ważny element wszechindyjskiej kultury kultywowany od tysiącleci na terenie obecnych Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Nepalu i Sri Lanki. Buddyści się nie malują, rzecz dotyczy raczej wyłącznie ludności hinduistycznej i muzułmańskiej. Malowanie dłoni i stóp praktykuje się zwykle przy specjalnych okazjach, a niemal obowiązkowo z okazji ślubu. Dwa dni przed ceremonią zaślubin odbywa się Mehendi Rasam, rodzaj wieczoru panieńskiego, podczas którego maluje się pannę młodą, a raczej jej kończyny – od czubków palców do łokci i kolan – często ukrywając wśród zawiłych koronek imię pana młodego. W Pendżabie maluję się i pana młodego, a co? A jak jakaś panna biedna i nie ma złotej biżuterii to maluje sobie eleganckie pierścienie i bransolety.
Każdy pretekst jest dobry, żeby ozdobić się trwałym, a jednak usuwalnym magicznym tatuażem. Można to zrobić na przykład z okazji Diwali, Karva Chauth albo innego ważnego święta. Można też pomalować się i w dzień powszedni, ale raczej nikomu się nie chce, bo to robota żmudna i paprząca. Są, oczywiście mistrzowie i mistrzynie gotowi wyczarować z rdzawo-brunatnej papki najbardziej nawet skomplikowane i mistyczne wzory, ale można sobie również kupić gotowe szablony, zaoszczędzić parę rupii i samemu zabawić się w malarza stóp. Nie trzeba też kupować przemysłowo wytwarzanej henny, wystarczy brutalnie zmiażdżyć w moździerzu liście bezbronnej lawsonii, dodać oliwy i już mamy papkę gotową do malowania czegokolwiek.

Papka jest zielona i pachnie tak, jak już wspominałam – ogrodowym mokradłem – po nałożeniu na obiekt farbowany pozostawia po sobie radosne, żywe kolory, oranże i czerwienie, których żywość i odcień zależy od malowanego podłoża. Ładniejsze i żywsze są te ze świeżej henny, ale o taką w naszych rejonach trudno. A, jak pewnie wielu z was zauważyło, hennowe tatuaże zdobywają cały świat. Są coraz modniejsze także i u nas. Malunki są trwałe, mogą wytrwać na skórze nawet trzy tygodnie, a jak nie będziemy się zbyt intensywnie myć to może i dłużej. Niestety, wszystko, co smakowite zawiera w sobie zwykle jakiś haczyk. Henna też. U wielu osób wywołuje silny odczyn alergiczny, warto więc najpierw na kawałku skóry w mniej widocznym miejscu sprawdzić, czy nie mamy uczulenia, a dopiero potem paćkać się do utraty tchu. Dostępna na rynku czarna henna nie jest produktem naturalnym, zawiera alergogenne dodatki chemiczne i może wywołać uczulenie częściej i mocniej niż czerwona.

Zachodnia wersja mehendi dopuszcza zdobienie dowolnej części ciała. Oczywiście, jak zwykle, gdy Zachód coś masowo ze Wschodu zapożyczy, to coś zostaje natychmiast zdesakralizowane, traci magiczną moc i zamienia się w komercję. C’est la vie.

A jak już jesteśmy przy zdobieniu dłoni, warto wspomnieć, że choć indyjskie kobiety, podobnie jak ich zachodnie siostry, chętnie używają lakieru do paznokci (u rąk i nóg zarówno), to zdarza się to również indyjskim mężczyznom. I wcale nie rzadko. I wcale nie homoseksualnym (w każdym razie orientacja nie ma tu znaczenia). Tyle, że panowie najczęściej poprzestają na pomalowaniu sobie pazurka u małego palca jednej dłoni. Na krwistoczerwono, a jakże. Nie pytajcie, dlaczego i po co, bo odpowiedzi na te pytania nie ma ani w Wedach, ani w Puranach.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.