Bhutan - Paro > TYGRYSIE GNIAZDO

Klasztor Taktsang (Tygrysie Gniazdo), jest jedną z wizytówek ostatniego himalajskiego królestwa, Bhutanu. Leży w górnej części doliny rzeki Paro, w otoczeniu lasów sosnowych i strzelistych nagich skał.

Wzniesiony w XVII wieku z polecenia króla Tenzina Rabgye nieprzerwanie wzbudza podziw dla niezwykłych umiejętności ówczesnych budowniczych.

Wysokość nad poziomem morza to ponad 3100 metrów, a opadające niemal pionowo, wprost spod klasztoru, urwisko mierzy sobie 1300 metrów. Wszystkie niezbędne do budowy materiały, w tym elementy kamienne, były wnoszone po prostu na ludzkich plecach. Taktsang nazywany jest powszechnie Tygrysim Gniazdem, chociaż tybetańskie określenie oznacza właściwie nie tyle gniazdo, co leże, ale że zarówno w Tybecie, jak i w Bhutanie, jak równie powszechnie wiadomo, tygrysy latają, więc może być i gniazdo.

Naskalne gniazdo związane jest z osobą ojca buddyzmu tybetańskiego Padmasambhawy, nazywanego również Guru Rimpocze (Cenny Nauczyciel). To właśnie on przeniósł nauki Buddy z Indii do Tybetu, a potem do Bhutanu, co miało miejsce w VIII wieku n.e.

Kompleks składa się z głównej świątyni, zbudowanej w 1692r. wokół jaskini medytacyjnej Padmasambhawy, kilku mniejszych świątyń i czortenów oraz drewnianych chatek medytacyjnych. Całość okolona jest białym kamiennym murem. Przytulony do stromej skały i zerkający w przepaść klasztor jest przykładem typowej architektury bhutańskiej, którą charakteryzuje łączenie elementów kamiennych i drewnianych. Te ostatnie zasługują na szczególną uwagę ze względu na niezwykle misterną robotę ciesielsko-snycerską. Okiennice, drzwi, portale i dachy wykonane są z drewna, a przeciwstawienie ciężkiego, solidnego kamienia lekkim „firankom” części drewnianych, wbrew oczekiwaniom, komponuje się w harmonijną całość.

Obecność wysuszonego górskim wiatrem drewna i setek maślanych lampek palonych codziennie w klasztorze stanowi nie lada pokusę dla żarłocznego ognia, którego pastwą padało Tygrysie Gniazdo kilkakrotnie. Ostatni pożar miał miejsce 22 kwietnia 2010 roku. Spłonęła wówczas znaczna część świątyni głównej, ocalały natomiast przylegające do niej małe świątynie i nieco oddalone chatki medytacyjne.

Czy tygrysy budują gniazda na skalistych zboczach gór i latają na wyprzódki z orłami, taszcząc w paszczy kamienie i belki? No chyba, bo jakżeby inaczej mogło powstać Tygrysie Gniazdo Taktsang w bhutańskiej dolinie Paro? Dolinie wysoko wzniesionej, wtulonej pomiędzy klify, żleby i granie spowitych mgłami popielatych gór. Co prawda obecny klasztor liczy sobie zaledwie 322 lata, ale historia tego świętego i pełnego mocy miejsca sięga VIII wieku naszej ery. Niektórzy wierzą i tak podają legendy, że pierwszy przyskalny klasztor nad przepaścią powstał tu właśnie wtedy, tuż po przybyciu ojca buddyzmu tybetańskiego, indyjskiego mnicha Padmasambhawy. Być może strawił go pożar, bo przy dziko hulającym górskim wietrze nietrudno o zaprószenie ognia.

Legenda mówi, że Guru Rimpocze (tybetańskie imię Padmasambhawy) przyleciał z Tybetu na grzbiecie tygrysicy. Tygrysica była w istocie animagiem, istotą zdolną przyjmować postać zwierzęcą, a zarazem byłą tybetańską królową, Yeshe Tsogyal. Guru Padmasambhawa, oprócz tego, że był wielkim mistykiem, filozofem i duchowym nauczycielem, był również mistrzem tantry, tajemnej doktryny, w której wielką rolę odgrywa medytacyjne współdziałanie pierwiastka męskiego i żeńskiego, a Yeshe Tsogyal okazała się w tym względzie niezwykle pojętną uczennicą. Przyfrunęli więc razem do Bhutanu, gdzie wciąż panoszyły się nieujarzmione demony i dzikie energie duchów gór. Padmasambhawa rozpoczął medytacje w naturalnej jaskini, jaką znaleźli w skalnej ścianie nad przepaścią. Medytował tak trzy lata, trzy miesiące, trzy tygodnie, trzy dni i trzy godziny. Nie wiadomo, co robiła w tym czasie królowa-tygrysica, być może medytowali razem w mistycznym zjednoczeniu ciał i umysłów. Dość, że po tym czasie miejsce stało się święte, a demony albo przeszły na jasną stronę mocy, albo wyniosły się w wyższe partie gór. Wokół jaskini zbudowano świątynię, która swój ostateczny kształt, w jakim możemy oglądać ją dzisiaj, przyjęła w XVII wieku. Padmasambhawa nie zagrzał tu miejsca na dłużej, ale po śmierci, a zmarł w Nepalu, jego ciało zostało przeniesione przez bóstwa do Tygrysiego Gniazda, gdzie spoczywa zamurowane w jednym z czortenów (stup).

Według miejscowej tradycji, król Tenzin Rabgye, inicjator i sponsor budowy XVII-wiecznej świątyni, był kolejną inkarnacją Padmasambhawy, bo jak wiadomo, według doktryny buddyzmu tybetańskiego, mistrzowie powracają na ziemię w kolejnych wcieleniach, żeby kontynuować dzieło, nauczać i prowadzić czujące istoty ku ostatecznemu Oświeceniu. Na potwierdzenie tezy, że Tenzin Rabgye to Guru Rimpocze we własnej (choć cieleśnie odnowionej) osobie przytaczano przykłady dokonywanych przez niego lub dokonujących się w jego otoczeniu cudów. Król posiadał zdolność bilokacji – widywano go jednocześnie, na przykład, we wnętrzu jaskini i nad przepaścią, potrafił rozmnażać pożywienie tak, że niewielka jego ilość zdolna była nakarmić rzesze pielgrzymów, mnichów i robotników pracujących przy budowie. W jego obecności spadał na dolinę deszcz kwiatów, a na niebie ukazywały się emanacje bóstw i symbole religijne.

Legendy dotyczące samej budowy opowiadają o rzuconym w przepaść włosie Guru Rimpocze, z którego to włosa powstały skały podtrzymujące świątynię. Legendy te dotyczą jednak budowy pierwotnej, niepotwierdzonej historycznie budowli. Przy powstaniu tej z XVII wieku pomagały dakinie, istoty potężne i nieco dzikie, ni to bóstwa, ni demony, królowe przestworzy i wierne służki Buddy. One to użyczyły swoich długich i mocnych, choć nieco potarganych w czasie kosmicznego tańca włosów, które posłużyły za niewidzialne liny utrzymujące świątynię w pionie i niepozwalające jej zsunąć się w przepaść. Pewnie  dlatego

Taktsang określa się mianem Klasztoru Zawieszonego na Włosie. Włos, czy włosy muszą być bardzo mocne, bo gdy spojrzy się w kierunku klasztoru wdrapując się ku niemu stromą skalistą ścieżką, trudno uwierzyć, że stoi niewzruszony i że nie spadnie nam zaraz na głowy.

Padmasambhawa ma w Himalajach trzy takie Gniazda, a każde z nich poświęcone innemu aspektowi jego osoby, jest Gniazdo ciała, Gniazdo mowy i Gniazdo umysłu Mistrza. Każdą istotę konstytuują trzy energie: ciała, mowy i umysłu. Trzy centra energetyczne (czakramy) odpowiadające tym aspektom, mieszczą się odpowiednio: „na” czole (trzecie oko), w gardle i w piersiach, gdzieś na wysokości serca lub splotu słonecznego. Energia ciała i mowy Padmasambhawy pobłogosławiła dwa klasztory tybetańskie, w centralnym i wschodnim Tybecie. Bhutański Taktsang poświęcony jest umysłowi Guru Rimpocze i tu można otrzymać błogosławieństwo jego mądrości, także tej transcendentnej.

Otoczony białym kamiennym murem kompleks klasztorny, taki, jaki dochował się do naszych czasów, składa się z głównej świątyni (gompa), mieszczącej salę medytacyjną przeznaczoną do wspólnych praktyk i obrzędów, mniejszych świątynek, przylegających do tej dużej, czortenów (stup), drewnianych chatek medytacyjnych przeznaczonych do praktyk pustelniczych i budyneczków mieszczących młynki modlitewne (i często również relikwie). Zarówno główna gompa, jak i pozostałe budowle zostały wzniesione w charakterystycznym dla Bhutanu stylu architektonicznym, łączącym kamień i drewno. W podobny sposób buduje się tu również domy mieszkalne, gdzie dolne piętra wznoszone są z kamienia, a górne i dach z drewna. Biały (albo pobielany) kamień pięknie kontrastuje z drewnianymi elementami konstrukcji, które są same w sobie dziełami sztuki ciesielskiej, snycerskiej i rzeźbiarskiej. Zwłaszcza okiennice i portale zachwycają „koronkową robotą”. Jak każdy klasztor w Tybecie, Bhutanie czy Nepalu, tak i ten ozdobiony jest sznurami chorągiewek modlitewnych w pięciu mistycznych kolorach (biały, żółty, zielony, czerwony i niebieski). Żeby porozwieszać je wśród otaczających klasztor stromizn i niedostępnych skał posłużono się inną sztuką, z której słynie Bhutan, a mianowicie traktowaną niemal w sposób sakralny sztuką łucznictwa. Przywiązany do strzały sznur chorągiewek wystrzeliwuje się po prostu w wybrane miejsce. Do skutku, bo czasem grot uderza w twardy kamień i odpada od ściany. Wtedy strzał trzeba powtórzyć.

Bhutan przez długie lata był właściwie nie dostępny dla turystów. To wyjątkowy kraj, enklawa dawności i tradycji, nienaruszonych obyczajów. Tej nienaruszalności, nieco na siłę, strzeże miejscowy rząd, nakazując i propagując na przemian noszenie strojów narodowych, powstrzymując, jak tylko się da, przenikanie wszelkich nowinek technicznych. Wiadomo, że całkiem się nie da, że taka natura człowiecza, że z dwóch ścieżek wybierze zawsze tę prostszą, mniej stromą i najlepiej samobieżną, choćby prowadziła do piekła. Zwłaszcza młodzi dopominają się dóbr stworzonych magią współczesnej cywilizacji. Ale, na szczęście chyba, cały ten proces jest świadomie spowalniany i magia dawnych joginów przeplata się z magią praktyczną Zachodu. Turyści mogą tu przyjeżdżać i mogą odwiedzić Tygrysie Gniazdo. Ku jego wrotom prowadzą dwie drogi. Jedna, łatwiejsza, przeznaczona dla ludzi o słabszej kondycji, to jazda na osiołku i godzinny spacer (pod górę, niestety), a druga – bite trzy godziny wspinaczki. Ale jaka satysfakcja!

Obie ścieżki są dobre i żadna nie wiedzie do piekła. Wdrapujemy się do kawałka świata żywcem wyjętego z filmów fantasy, z baśni i opowieści o podróżach w czasie. Przyroda ożywiona pięknie uzupełnia mistyczny pejzaż gór i przycupniętego wśród nich klasztoru. A moc zaklęta w białym kamieniu, w drewnie i kolorowej gazie chorągiewek promieniuje i rozlewa się wokół, spływa niewidzialną kaskadą na dno przepaści, kołysze się wśród mgieł, ściga z wiatrem. Terkocą obracane dłońmi ludzi i istot niewidzialnych młynki modlitewne. W świat płynie niesłyszalna muzyka modlitw i błogosławieństw. W gompie właśnie trwa pudża. Wydobywany z głębi trzewi śpiew mnichów uderza o sklepienie, zderza się ze ścianami, wibruje i wydaje się, że dreszcze przebiegają nie tylko po plecach słuchających tego ludzi. Dreszcze wstrząsają kamieniem, skałą i błękitnym niebem wyłaniającym się spoza porannej mgły. Ileż zdjęć już zrobiono w tym miejscu! Każde jest inne, chociaż budowla ta sama i miejsce to samo… Mgła i światło igrają z przestrzenią i na każdym zdjęciu Taktsang wygląda nieco inaczej. Ale najpiękniej wygląda w połączeniu z dźwiękiem górskiej ciszy wymieszanej z dobiegającymi z gompy mantrami, z dodatkiem chłodnego powiewu na twarzy i słonego zapachu potu na ustach. Om Ah Hung Benza Guru Pema Siddhi Hung. Niech moc będzie z wami.

W Polityce prywatności dowiedz się więcej o sposobie i zakresie przetwarzania Twoich danych osobowych oraz o celu używania cookies.

Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.